Po siedemdziesięciu latach zostaje rozwiązana zagadka pewnego Taoisty

Facebook Logo LinkedIn Logo Twitter Logo Email Logo Pinterest Logo

(Clearwisdom.net) Jestem 81-letnią kobietą i chciałabym podzielić się pewnym doświadczeniem z przeszłości.

Moi rodzice żyli w górzystym regionie na południe od miasta Jinan. Siedemdziesiąt lat temu, kiedy byłam jeszcze młodą dziewczyną, mieszkał z nami pewien mężczyzna kultywujący Tao. Był w wieku mojego ojca, około 40 lat. Był bardzo miłym człowiekiem. Z szacunku, zwykle zwracał się do innych, jakby byli jego starszymi krewnymi. Na przykład, moich rodziców nazywał małym dziadkiem i małą babcią, a mnie małą ciocią.

Pomagał nam podczas pracowitych sezonów rolniczych; kiedy indziej, wędrował po ludzkich domostwach jako lekarz. Kiedy wracał do domu, nie zapalał lampy i nie wiedzieliśmy, co robił w ciemności. Często mówił dziwne, niezrozumiałe dla nas słowa. Ojciec zawsze mówił, że jest on dziwną osobą.

Kiedy miałam dwanaście lat kilka wydarzeń wywarło na mnie silne wrażenie. Chociaż był piękny dzień o czystym niebie, ów Taoista nie pozwalał nam wyjść z domu w pole i nie chciał powiedzieć dlaczego. W południe, pogoda nagle się zmieniła. W przeciągu minuty, nadszedł silny wiatr z burzą piaskową. Duże drzewa zostały wyrwane z korzeniami, a dachy domów zerwane. Stało się całkiem ciemno. Po około godzinie, zaczęło się przejaśniać. Kultywujący powiedział nam: "Jeżeli ktoś zwróci się w stronę wiatru, zachoruje i warstwa jego skóry zostanie zdarta. W najgorszym wypadku ludzie zginą."

Pewnego roku była susza. Po tym, jak padało przez trzy dni, mieszkańcy wioski śpieszyli się, by zasadzić sadzonki, lecz kultywujący ten powiedział, żeby z tym jeszcze poczekać. Powiedział, "Użyczmy naszego wyposażenia innym. Nie będzie zbyt późno, by zasadzić nasze, kiedy oni skończą. Trzy dni później, nadeszła kolejna ulewa, która zmyła wszystko, co inni zasadzili. Pole nasiąkło po deszczu wodą. Wtedy popędzał nas, byśmy bezzwłocznie zasadzili sadzonki, inaczej plon wzejdzie nie najlepiej.

Kiedy mój wuj się ożenił, kultywujący spytał mojego dziadka, czy może zaprosić na wesele swojego nauczyciela. Dziadek powiedział mu: " Byłeś z nami przez tak wiele lat, lecz nigdy nie spotkaliśmy twojego mistrza. Zaprośmy go."

Kiedy wszyscy goście rozeszli się po weselu, wciąż nie widzieliśmy jego nauczyciela. Dziadek spytał go: "Dlaczego nie zaprosiłeś swojego nauczyciela?" Odpowiedział: "Przyszedł. Po prostu nie możecie go zobaczyć."

Kilka lat później, powiedział moim rodzicom, "Odchodzę, ponieważ nie mogę już tu kultywować. Jeżeli cokolwiek byłoby, co wymagałoby mojej pomocy, po prostu zapalcie kadzidełko i wypowiedzcie moje imię." Wszyscy w naszej rodzinie uznali to za dziwne.

Rok później, mój ojciec miał złośliwy wrzód skórny na plecach. Wydaliśmy dużo pieniędzy i wciąż nie mogliśmy do wyleczyć. Wtedy przypomnieliśmy sobie, co kultywujący nam powiedział: "Zapalcie kadzidełko i wypowiedzcie moje imię, wtedy przybędę." Był w końcu uzdolnioną osobą, lecz czy to może być wiarygodne? Nasza rodzina nie miała wyboru, więc spróbowaliśmy tego.

Tej nocy, dziadek zapalił wiązkę kadzidełek i wypowiedział imię kultywującego. Była wtedy mroźna zima. Przed świtem usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Kiedy je otworzyliśmy, stał za nimi kultywujący cały przepocony. Nawet jego grube bawełniane ubrania były przemoknięte potem. Pierwsze, co powiedział było pytaniem, co się stało. Matka powiedziała mu o chorobie ojca. Po zbadaniu wrzodu skórnego powiedział, iż to nic poważnego i że jest łatwe do wyleczenia. Wydłubał wtedy ten wrzód i przyłożył jakieś lekarstwo. Ojciec mógł wstać z łóżka już następnego dnia.

Podczas posiłku, taoista powiedział moim rodzicom, żeby już więcej nie palili kadzidełek, żeby go wezwać, gdyż nie mógłby więcej sprostać takiej prośbie.

Ojciec spytał go, kiedy wróci nas odwiedzić. Kultywujący powiedział, "Kiedy będą budynki w górach, woda ze studni płynąca w domach, czasze lamp zwrócone w dół, kiedy zniknie pół góry, a ludzie martwi nie będą grzebani, wtedy wrócę, by was odwiedzić. Jeżeli zajdą tak duże zmiany, obawiam się, że nawet mały wujek i mała ciocia mogą nie doczekać tego, co się stanie" Po usłyszeniu tych słów, ojciec się wystraszył i powiedział, że jeżeli martwi ludzie nie zostają pogrzebani, czy nie jest to katastrofa? Czy jest sposób na powstrzymanie katastrofy? Moi rodzice wciąż go o to pytali, wtedy powiedział, "Ludzie nie mogą ujrzeć znaku bestii na swoich twarzach. Jedyny sposób, by uniknąć katastrofy, to zmazać ten znak." Wszyscy pamiętaliśmy te słowa, lecz nie rozumieliśmy, co one znaczyły.

Dziś, po siedemdziesięciu latach, jego pierwsze cztery przepowiednie zmaterializowały się. Mamy dziś budynki w terenach górskich; wodę podłączoną do domów (ludzie kiedyś pobierali wodę ze strumienia albo studni); lampy elektryczne są zwrócone w dół; a z naszych gór tak wiele wykopano, że została z nich tylko połowa. Tylko "martwi ludzie nie zostają pogrzebani" się nie wydarzyło. Lecz wciąż nie mogłam zrozumieć znaczenia "uniknięcia katastrofy". Zawszę opowiadałam swoim dzieciom tę historię, lecz żadne z nich w nią nie wierzy. Nawet nie chcą, bym ją już więcej powtarzała. Mówią, że gdyby coś się miało stać, to zrobilibyśmy to, co inni.

Pewnego ranka, nie tak dawno temu, otworzyłam drzwi i zobaczyłam wetkniętą w nie ulotkę. Poprosiłam dzieci, by mi ją przeczytały. Kiedy usłyszałam „The Epoch Times”, nagle przypomniałam sobie, że ten kultywujący mówił nam, że coś o takiej nazwie mogło przewidzieć niebiańskie wydarzenia. W gazecie tej było napisane: "Kiedy Niebiosa chcą zniszczyć Komunistyczną Partię Chin (KPCh), wszyscy, którzy zadeklarowali przyłączenie się do niej, przysięgając na jej flagę, Ligii Młodych i Młodych Pionierów, noszą na swych twarzach znak bestii. By uniknąć katastrofy, można użyć pseudonimu albo fałszywego nazwiska, żeby zadeklarować wystąpienie z KPCh i stowarzyszonych wokół niej organizacji. Tylko w ten sposób można wyeliminować ze swojej twarzy znak bestii i zostać ocalonym."

Wtedy przypomniało mi się, co ten kultywujący powiedział: "Znak na twarzy nie jest widoczny. Osoba musi zmazać znak, by uniknąć katastrofy." Ta ulotka rozwiązała zagadkę, która istniała w moim umyśle przez ponad siedemdziesiąt lat. Nic dziwnego, że ulotka mówi ludziom, aby zadeklarowali swoje odejście z KPCh, żeby ocalić swoje istnienie.

Cała nasza rodzina zrozumiała to i zadeklarowała swoje wystąpienie z szeregów KPCh i jej stowarzyszonych organizacji. By ostrzec i ocalić innych ludzi, poprosiłam moje dzieci, by spisały tę historię. Nie zmarnujcie tej okazji. Kiedy nadejdzie katastrofa będzie za późno, by żałować.

Jestem teraz 81-letnią osobą i pamiętałam, że ten kultywujący taoista przewidział aktualne wydarzenia 70 lat temu. Mam po prostu nadzieję, że nikt nie będzie ryzykował swojego życia przez nie wystąpienie z KPCh.


* * *

Facebook Logo LinkedIn Logo Twitter Logo Email Logo Pinterest Logo

Zachęcamy do drukowania i rozpowszechniana wszystkich artykułów opublikowanych na Clearharmony, lecz prosimy o podanie źródła.