Chociaż na razie większość z 42 mln ludzi żyjących z HIV mieszka w Afryce, epidemia robi zatrważające postępy w Azji. Aż 1,5 mln zakażonych to Chińczycy. Eksperci ostrzegają: najludniejszy kraj świata stoi na skraju wielkiej epidemii.
Luo Hanjun, 37-letni rolnik z wioski Wenlou w prowincji Henan, w środkowych Chinach, nie wie, jak długo będzie żył. Jego żona zmarła niedawno na AIDS, a on sam czuje się słaby i często choruje - to nieomylny znak, że wirus osłabił już bardzo system odpornościowy organizmu. Wszyscy w wiosce wiedzą, na co choruje. Chociaż w Chinach ludzie żyjący z HIV często jeszcze spotykają się z nietolerancją otoczenia, Luo nie ma kłopotów. Jego sąsiedzi mają ten sam problem. W wiosce Wenlou ponad 70 proc. mieszkańców nosi w organizmie śmiercionośnego wirusa.
Według szacunków chińskich władz i UNAIDS, agendy ONZ zajmującej się zwalczaniem epidemii, ponad milion biednych chłopów zostało zakażonych wirusem.
W latach 80. i 90. w prowincji kwitł handel krwią. Prywatni przedsiębiorcy pobierali od wieśniaków krew, z której na miejscu pobierali cenne dla przemysłu farmaceutycznego białka. Wykorzystaną krew zlewano do wspólnego pojemnika i przetaczano z powrotem dawcom. Wystarczyło, że jeden z kilkudziesięciu dawców był zakażony, a wirus trafiał do wszystkich. Choć handlu krwią zabroniono w 1996 r., przedsiębiorcy wciąż odwiedzają wiele wiosek.
Dla wieśniaków był to świetny interes: sprzedając krew co tydzień, mogli zarobić nawet 200 dolarów rocznie - połowę tego, ile w ciągu roku wynosi dochód przeciętnej wiejskiej rodziny.
Jak twierdzi Human Rights Watch, organizacja zajmująca się obroną praw człowieka na świecie, handel krwią był możliwy tylko dlatego, że popierały go władze prowincji i wielu urzędników świetnie na nim zarabiało.
Liu Qianxi, były dyrektor prowincjonalnego wydziału zdrowia, sam prowadził wiele klinik skupujących krew w latach 90. Nie tylko nie spotkała go za ta kara - w lutym został zastępcą dyrektora Wydziału Zdrowia Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin.
Sekretarz KPCh z Henan, Chen Kaiyuan, który przez wiele lat blokował mediom dostęp do wiosek zamieszkanych przez zakażonych i nakazał aresztować wieśniaków udzielających wywiadów obcym dziennikarzom, został mianowany przewodniczącym Chińskiej Akademii Nauk Społecznych.
W prowincji Henan represje dotykają tak chorych, jak i nielicznych lekarzy oraz działaczy społecznych, próbujących im pomóc.
Kiedy 19 czerwca pięciu chorych na AIDS udało się do stolicy prowincji, Zhengzhou, prosić władze o jedzenie, lekarstwa i finansowe wsparcie dla dzieci (które wkrótce zostaną sierotami), policja ich aresztowała. W proteście grupa ich sąsiadów urządziła demonstrację. Policjanci zakleili taśmą usta pięciu zatrzymanym i brutalnie ich pobili. Potem urządziła pacyfikację wiosek zamieszkałych przez zatrzymanych.
W kwietniu aresztowano Ma Shiwen, zastępce dyrektora departamentu zdrowia w lokalnym odpowiedniku polskiego sanepidu w Henan - kiedy ujawnił raport o rzeczywistym stanie epidemii.
We wrześniu aresztowano Gao Yaojie, liczącą 77 lat emerytowaną lekarkę, która bezpłatnie zajmuje się pomaganiem ludziom zakażonym HIV w Henan. Oskarżono ją o zniesławienie oszusta, który sprzedaje ziołowy preparat, rzekomo usuwający wirusa z krwi w ciągu dwóch sekund.
- Chiny stoją dziś na rozdrożu - mówił sekretarz generalny ONZ Kofi Annan podczas swojej oficjalnej wizyty w Pekinie. - Tylko zdecydowane działania władz mogą powstrzymać kraj przed epidemią i zniszczeniem, które ona niesie.
Władze Chin powoli zaczynają reagować na epidemię. W ub. r. oficjalnie przyznały, że w kraju jest ponad milion zakażonych. To i tak mniej, niż szacują eksperci (wg CIA zakażonych jest 3 mln), ale to krok w dobrym kierunku - oceniają organizacje pozarządowe.
W tym roku uruchomiono pilotażowy program rządowy, który 4 tys. osób zapewnia darmowe leczenie preparatami antywirusowymi, powstrzymującymi rozwój choroby. O AIDS zaczyna się też mówić w mediach. W kwietniu rządowe gazety umieściły na pierwszej stronie zdjęcie ze ślubu pary żyjącej z HIV, opatrując je bardzo przychylnymi komentarzami.
Nadal jednak wiele jest do zrobienia. 200 mln Chińczyków nigdy nie słyszało o AIDS. W kraju kwitnie prostytucja - wg UNAIDS co dziesiąty Chińczyk regularnie korzysta z usług prostytutek.
Eksperci oceniają, że jeśli w Chinach nie zostanie przeprowadzona wielka kampania edukacyjna, dojdzie do tragedii o skali przekraczającej to, co dzieje się dzisiaj w Afryce. Według ocen Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych, prestiżowego amerykańskiego ośrodka badawczego, w 2010 r. aż 20 mln Chińczyków będzie nosiło we krwi śmiercionośnego wirusa.
Adam Leszczyński
* * *
Zachęcamy do drukowania i rozpowszechniana wszystkich artykułów opublikowanych na Clearharmony, lecz prosimy o podanie źródła.