Nadałem sobie imię „Wdzięczność”, gdyż myślę, że bardzo do mnie pasuje, gdyż przepełnia mnie prawdziwa wdzięczność wobec Mistrza i Dafa.
Oto moja historia:
W wieku lat 6-ciu rozwinęła się u mnie dziwna choroba. Z początku czułem pewien dyskomfort w żołądku, który później sięgnął palców u nóg. Ból w palcach i żołądku potęgował się z dnia na dzień. Byłem małym dzieckiem i okrutnie cierpiałem. Ból ten nachodził falami. Za każdym razem, kiedy symptomy tej dziwnej choroby dawały o sobie znać, płakałem i krzyczałem z rozpaczy, nie mogąc dłużej tego znieść. Rodzice wozili mnie do różnych lekarzy, ale żaden z nich nie umiał powiedzieć, co mi dolegało. Ból zaczął wzmagać się wraz z moim rozwojem fizycznym i zaatakował już całe nogi, a nawet ramiona. Rodzice nie ustawali w swoich wysiłkach znalezienia dla mnie jakiegoś ratunku. Przyjmowałem co prawda tony jakichś tabletek, ale i tak bezskutecznie. Wkrótce choroba zaatakowała całe moje ciało. Symptomy jej pojawiały się coraz częściej niż przedtem. Miałem wrażenie, że tysiące mrówek kąsa moje ciało aż do kości. Błagałem swoją matkę, by pozwoliła mi umrzeć. Sama była w rozpaczy i bezsilna płakała razem ze mną.
Nie tylko ból mi dokuczał. Czułem też ogromną psychiczną presję. Moja choroba była o tyle dziwna, że nikt nie mógł określić jej pochodzenia. Żaden z lekarzy nie widział w swojej praktyce takich symptomów. Poza tym, że dokuczał mi ból, wyglądałem na całkiem zdrowego młodego chłopaka. Zwykle fale bólu nachodziły nocami. Ci, którzy nie wiedzieli o moim cierpieniu myśleli, że udawałem tylko chorego. Z powodu choroby, od drugiej klasy szkoły podstawowej uczęszczałem na naukę tylko na pół dnia. Niekiedy w ciągu jednego semestru byłem w szkole w sumie tylko tydzień czasu. Większość moich kolegów, sąsiedzi, a nawet rodzina myśleli, że tylko symuluję chorobę, by nie chodzić do szkoły. Później nawet i moja matka zaczęła mieć wątpliwości.
„Czuł się dobrze w niedzielę, a w poniedziałek nagle znów zaniemógł”. W końcu i matka uznała, że tylko udaję. W tym dniu, kiedy doszła do takiego wniosku, wzięła szczotkę i zaczęła mnie bić. Nie pragnąłem wtedy niczego więcej, tylko śmierci.
Byłem już wtedy na granicy załamania nerwowego. Oprócz cierpienia bólu fizycznego doszedł ból psychiczny. Długo płakałem. W końcu postanowiłem napisać do matki długi list. Napisałem w nim między innymi „Gdybym naprawdę udawał chorego, dlaczego brałbym te wszystkie lekarstwa i zastrzyki? Wiadomo by o tym było, gdybym był zdrowy”.
Dowiedziałem się później, że jak matka czytała ten list, łzy jej spływały strumieniem po policzkach.
Po tym incydencie rodzice byli bardzo zdeterminowali, by znaleźć dla mnie jakiś ratunek. Zaczęliśmy odwiedzać szpitale w dużych miastach. Jednak w dalszym ciągu nic nikt nie wiedział, co to była za choroba. Żadne lekarstwa nie działały, a symptomy jej jeszcze bardziej wzmagały się. Moje dłonie i stopy zaczęły niekontrolowanie drżeć, a oddech stawał się płytki i przyśpieszony.
Nawet najmniejszy hałas mógł spowodować nawrót ataku. Ludzie dookoła mnie musieli mówić spokojnie i cicho. Matka nie pozwalała mi wychodzić na dwór. Oficjalnie już wtedy porzuciłem szkołę.
Dzień po dniu żyłem, by tylko przeżyć. Kiedy wszystkie sposoby leczenia zawiodły, matka, która prawie straciła wszelką nadzieję, zaczęła mnie wozić do uzdrawiaczy w nadziei, że może oni pomogą. Każdy z nich, który mnie zobaczył mówił, że z tyłu za mną znajduje się jakaś tajemnicza siła, której nie byli w stanie pokonać. Powiedzieli też, że w przyszłości i ja będę posiadać zdolność leczenia innych.
Oczywiście, moi rodzice nie wierzyli ani w jedno ich słowo. Wyglądało to wszystko, tak jakby nie pozostała już dla mnie żadna nadzieja. Wyczerpano już wszystkie środki. Przez te lata okropnie cierpiałem. Jedynie dalej podlegałem różnym zabiegom, ale raczej tylko dla formy.
Kiedyś lekarz wkłuł mi długą igłę w punkt korespondujący z nerwem w nodze. Igła była podłączona do prądu. Ból tego zabiegu był tak potworny, że przekraczał nawet ból samych symptomów choroby.
Przez tych parę lat, rodzice moi, by znaleźć dla mnie ratunek, wydali wszystkie swoje ciężko zarobione pieniądze, a ja byłem półanalfabetą, zaliczywszy jedynie początkowe klasy szkoły podstawowej.
Pewnego razu schowałem się, gdyż bałem się nawet wyjść na dwór. Ludzie patrzyli na mnie z politowaniem i z wyższością. Dokuczano mi i to prosto w twarz. Wytykano mi, że nie chciało mi się chodzić do szkoły, i że jestem dziwak. Nawet mój wujek kiedyś powiedział, że skoro rodzina ma w posiadaniu kilka akrów ziemi, to może bym przydał się wreszcie na coś i pomógł na roli.
Trudno było znieść to wszystko, dlatego wytworzyłem sobie dookoła barierę mentalną. Byłem przewrażliwiony na punkcie swojej osoby, czułem się nic nie warty. Dlatego nigdzie nie wychodziłem. Zaszyłem się w czterech ścianach i czekałem na śmierć. Miałem nawet myśli, że najlepiej by było, gdybym zginął w wypadku uderzony przez samochód. Nienawidziłem tego świata.
Z nikim nie rozmawiałem, ani nigdzie nie wychodziłem. Była to smutna wegetacja.
W 1997 roku moja matka zaczęła praktykować Falun Gong. Chciała, żebym i ja z nią praktykował.
Miałem wtedy 12 lat i żadnej koncepcji kultywowania w swoim umyśle, dlatego odmówiłem.
20 lipca 1999 roku rozpoczęły się prześladowania Falun Gong. Sytuacja ta była jeszcze trudniejsza na pozyskanie Fa*. Zajęło mi kilka lat, zanim miałem możliwość ponownego bezpośredniego zetknięcia się z Falun Dafa, chociaż matka cały czas pilnie praktykowała. Nie wykazywałem inicjatywy uczestniczenia w ćwiczeniach pomimo jej próśb, aż do momentu, kiedy zachorowała moja siostra. Choroba zaatakowała jej kręgi szyjne, przez co połowa jej ciała uległa paraliżu. Matka przekonała ją wówczas do praktykowania Falun Gong. W niedługim czasie po rozpoczęciu praktyki, choroba mojej siostry zupełnie zanikła. Naprawdę przekonałem się wtedy, że Falun Gong musi być dobre.
Nie miałem nic przeciwko temu, że one praktykowały, ale nie mogłem zrozumieć, dlaczego zawsze mnie namawiają, bym i ja praktykował. Kiedykolwiek wspominały o wspólnym praktykowaniu, denerwowałem się. Zupełnie nie wiedziałem dlaczego. Obawiając się o pogorszenie się mojej choroby na skutek tego, że dostawałem ataków złości, przestały już mnie namawiać do przyłączenia się do nich.
Pod koniec 2004 roku wydarzyło się coś dziwnego. Nagle nie mogłem jeść mięsa, szczypiorku ani czosnku. Nawet sam zapach tego powodował u mnie odruchy wymiotne. Zupełnie nie wiedziałem co się mogło stać. Pomyślałem nawet, że być może moja wątroba jest chora. Badania lekarskie wykazały jednak, że wątroba była zdrowa. Moja matka ponownie poprosiła mnie, bym zaczął kultywować Falun Gong. Nie wiedziałem dlaczego, ale nie mogłem spełnić jej prośby.
Stan mojego zdrowia zaczął się jeszcze bardziej pogarszać. Miałem coraz większy ból całego ciała.
Wówczas matka zabrała mnie ze sobą do domu innej praktykującej, która poprosiła, bym czytał „Zhuan Falun”*. Zgodziłem się.
Tej samej nocy zacząłem uczyć się od mojej matki wykonywania ćwiczeń Falun Gong. Na następny dzień zacząłem czytać „Zhuan Falun”. Podczas czytania tej książki uprzytomniłem sobie wiele rzeczy.
Pomyślałem, że mogłem w przeszłości zostać zawładnięty przez ducha. Zrozumiałem też, dlaczego nie mogłem jeść mięsa. Chociaż jeszcze wtedy nie kultywowałem, Mistrz już zaopiekował się mną. Moje serce zaczęło się powoli uspokajać.
Nauczyłem się wykonywania pięciu zestawów ćwiczeń i zacząłem czytać inne dzieła Mistrza, między innymi „Hongyin” oraz „Istota Dalszego Rozwoju”. Czułem, że staję się uczniem Dafa.
Szybko pożegnałem się z chorobami, które gnębiły mnie przez tak wiele lat. Byłem wreszcie zdrowy i czułem ogromną radość. Najważniejszą rzeczą jednak było to, że nigdy nie wiedziałem, jaki cel może mieć życie i zawsze czułem, że życie nie miało żadnego celu. Dafa udzieliła mi wszystkich odpowiedzi.
Mistrz jest tutaj, by zbawić istoty. Zrozumiałem świętość Dafa i bezgraniczne miłosierdzie Mistrza.
Zrozumiałem dlaczego Falun Gong jest tak brutalnie prześladowane oraz siłę, niezłomność i determinację praktykujących w obliczu potwornego zła.
Dafa ofiarowała mi zdrowie, pokój, cierpliwość, mądrość i nowe życie.
Jak mógłbym nie być wdzięczny? Wdzięczność przenika każdą komórkę mojego ciała.
Jednakże wielu ludzi nadal żyje w niewiedzy. Wyjaśnianie prawdy jest obowiązkiem każdego praktykującego Falun Gong.
Opisałem swoje doświadczenie, by pomóc ludziom przebudzić się z marazmu.
Moje doświadczenie jest świadectwem siły Dafa i wielkości Mistrza.
* * *
Zachęcamy do drukowania i rozpowszechniana wszystkich artykułów opublikowanych na Clearharmony, lecz prosimy o podanie źródła.