Szanowny Mistrzu, drodzy współtowarzysze kultywacji,
Na początku mojej kultywacji, w momencie gdy zacząłem rozumieć rektyfikację Fa przeprowadzaną przez Mistrza, dziękowałem w sercu Mistrzowi, że pomimo iż rektyfikacja Fa wkrótce dobiegnie końca, pozwolił mi dostąpić zaszczytu asystowania mu choćby w ciągu tych paru ostatnich chwil. Akurat skończyłem studia i miałem dużo wolnego czasu – codziennie spędzałem przed komputerem kilka godzin czytając chronologicznie wszystkie dostępne wykłady i artykuły Mistrza. Byłem niezmiernie wdzięczny za możliwość otrzymania tak wielu zasad Fa, i moim jedynym życzeniem było zdążyć przeczytać całe spisane Fa Mistrza zanim nadejdzie koniec rektyfikacji Fa wszechświata. Jednocześnie zacząłem angażować się wyjaśnianie faktów.
Moją sytuację widziałem następująco: wielki okręt rektyfikacji Fa napędzany siłą milionów wioseł przy których uczniowie Dafa wytężają wszystkie swoje siły jest już bardzo blisko dobicia do portu. I nagle Mistrz sadza mnie przy jednym z tych wioseł. Nie było się czasu zastanawiać czy jestem uczniem okresu rektyfikacji Fa czy nie – to nie miało znaczenia. Znaczenie miało to, że dano mi szansę wzięcia udziału w tym największym wydarzeniu wszechczasów i wszechkosmosów. Nie było się nad czym zastanawiać tylko chwycić za wiosło i z całych sił wiosłować. Wiadomo było, że okręt oddalany jest od portu już jedynie o metry i że sukces jego wyprawy jest już dawno przesądzony. Dlatego, że mojego wkładu nie można było nawet porównywać z wysiłkiem pozostałych wioślarzy, którzy spędzili tak wiele czasu i wysiłku wiosłując, sam za mój udział w wiosłowaniu przez ten krótki odcinek na finiszu nie oczekiwałem żadnego medalu. To nie miało znaczenia. Byłem niezmiernie szczęśliwy mając możliwość pomocy – i postanowiłem dać przy wiośle z siebie wszystko.
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Skończyłem czytać wszelkie dostępne Fa Mistrza, i nieustannie starałem się z całych sił wiosłować. Zaczęły mijać lata, a okręt nadal płynął. Jednakże mimo biegu lat, aż do dnia dzisiejszego, nie zmieniłem mojej wizji sytuacji – nadal widzę siebie jako majtka (szeregowego marynarza) któremu ofiarowano ten zaszczyt, aby usiąść przy wiośle rektyfikacji Fa i który stara dać z siebie jak najwięcej by dobrze wiosłować. I tak jak od początku, tak i w czasie tego czasu nigdy nie zastanawiałem się czy należę do grupy uczniów okresu rektyfikacji Fa czy nie. Liczy się tylko wiosłowanie.
Owszem, w czasie paru lat wiosłowania może i stało się tak, że zacząłem pomagać innym w moim regionie zacząć wiosłować, może trochę ich prowadziłem w tym wiosłowaniu, czy okazjonalnie i mimowolnie stałem się także w pewnym sensie odpowiedzialny za równe i mocne wiosłowanie grupy wioślarzy współkultywujących znajdujących się najbliżej mnie. Ale mimo tego nadal byłem i jestem tym majtkiem który wskoczył na okręt na samej końcówce, tylko po prostu stało się tak, że jeszcze inni wskoczyli jakiś czas po mnie i im mogłem w jakiś sposób pomóc.
W ostatnich miesiącach zrozumiałem jednak, że nie wszyscy widzą moją sytuację podobnie. Zrozumiałem, że część nowszych praktykujących podchodzi do mnie z rezerwą. Na początku pomyślałem, że jest to wynikiem ich dystansu wobec sprawowanych przeze mnie funkcji czy tytułów. Ale dzięki wymianie doświadczeń z paroma kultywującymi zacząłem odnajdywać przyczyny tego w przywiązaniach, których nie pamiętam z początku mojej kultywacji, ale które najwidoczniej rozwinęły lub uwidoczniły się w trakcie kultywacji.
Jednym z tych przywiązań było związane z dzieleniem się doświadczeniem z innymi. Dodam, że na początku mojej kultywacji miałem problem, żeby się czymś podzielić, wynikający głównie z przywiązań: do niechęci do, w moim mniemaniu, zawracania komuś głowy, do nieśmiałości, do obawy przed ośmieszeniem się przed innymi, itd. Z tego co pamiętam to upłynęło ok. dwóch lat zanim się czymś podzieliłem. Samo zdarzenie pamiętam jak dziś – dwójka dobrze mi znanych praktykujących czymś się dzieliła, i gdy zrobili krótką przerwę oświadczyłem: Chcę się z wami czymś podzielić. Powinniście widzieć ich zaszokowane wyrazy twarzy. I tak się zaczęło. Wygląda na to, że z biegiem lat przed chwilą wymienione przywiązania osłabły – aczkolwiek nadal istnieją. Natomiast dały o sobie znać lub wykształciły się inne. Z biegiem czasu okazało się, że moje tzw. sharingi były odbierane ciepło, może trochę z zaciekawieniem. Coraz częściej zaczęła pojawiać się sytuacja, że ktoś mnie pytał o zrozumienie jego sytuacji prosząc jakby o pomoc. Myślę, że podsyciło to moje przywiązanie do popisywania się, tym razem moim zrozumieniem.
Do czego to doprowadziło? Do tego, że niektórzy praktykujący nie czuli się komfortowo dzielić się w mojej obecności. Dlaczego? Z kilku powodu. M. In. dlatego, że w czasie czyiś sharingów, z którymi może nie zgadzałem się 100% zaczynałem podświadomie nazwijmy to marszczyć nos. Może i było to świadome, ale raczej to był taki komentarz skierowany do mnie samego – nie miałem pojęcia że jest tak zauważalny przez innych, a zwłaszcza przez osobę dzielącą się. Lub bywała inna sytuacja: np. jakaś grupka się dzieliła i nagle znajdowałem się w jej pobliżu i usłyszałem co nie co, a w tym czasie np. sharing ustawał (jak to później zrozumiałem możliwe że z powodu mojego nagłego pojawienia się). I w takim momencie myślałem że skoro jest cisza to ja się wypowiem, po czym następował mój krótszy lub dłuższy monolog. I zazwyczaj było już po sharingu.
Jak to ujął jeden praktykujący, często tak szeroko i wymownie omówiłem dany temat, że po prostu nie za bardzo było się jak dalej dzielić, i było po sharingu. Zrozumiałem, że w takich sytuacjach nie chodziło o to czy moje zrozumienie na dany temat było właściwe czy nie właściwe. Ale o sposób w jaki je przekazałem, co powiedzmy w skrócie najlepiej chyba można opisać, jako coś mającego więcej wspólnego z daniem komuś dosadnego wykładu, niż z podzieleniem się z nim doświadczeniem.
Zobaczyłem, że zbytnio byłem zapatrzony w siebie, i że celem mojego sharingu nie było jedynie samo dzielenie się doświadczeniem co mogłoby ewentualnie pomóc danej osobie w podobnej sytuacji, ale także podbudowaniem swojego wizerunku w oczach innych słuchających mojego „monologowego wykładu”.
Przy tej okazji pragnę z głębi serca przeprosić wszystkich, których kiedykolwiek uraziłem swoim marszczeniem nosa lub wypowiedzią, jak i tych których zniechęciłem do dzielenia się na forum grupy. Odkąd zauważyłem te mojego złe nawyki staram się je wyeliminować – jeśli ktoś z was to u mnie zauważy to proszę o wskazanie tego.
Dziękuję za wysłuchanie, i proszę o wskazanie wszystkiego co mogłoby być niezgodne z Fa.
Dziękuję Mistrzu.
* * *
Zachęcamy do drukowania i rozpowszechniana wszystkich artykułów opublikowanych na Clearharmony, lecz prosimy o podanie źródła.