Mój trzyletni kuzyn kroczył spokojnie za swoją babcią. Od czasu do czasu zatrzymywał się, by na mnie poczekać. Ciepłe promienie słońca muskały moje ciało. Nawet wiatr dmuchał ciepłem.
Przydrożne drzewa wypuściły kolorowe pęki kwiatów. W moich oczach wszystko wyglądało pięknie i uroczyście.
Był to mój trzeci dzień na wolności po wyjściu z więzienia. Po dzikiej, brutalnej 18-to dniowej walce dobra ze złem większa część mojego ciała nie funkcjonowała już tak, jak normalnie powinna. Nawet teraz pewne części mojego ciała odmawiały mi posłuszeństwa. Pomimo sporego wysiłku, by iść szybciej i tak nie mogłam nadążyć za małym chłopcem i jego babcią.
Nawet będąc w takim stanie czułam się zdumiewająco dobrze. Ci, którzy mnie torturowali nigdy nie mogliby sobie nawet wyobrazić, że ja, o mało nie straciwszy życia na skutek tortur, jestem w stanie spacerować ulicą i to w dwa dni po wyjściu z więzienia.
Doświadczenia poprzednich tygodni i niezapomnianych lekcji na zawsze pozostaną w mojej pamięci.
Pewnego dnia wczesnym popołudniem trzy tygodnie wcześniej usłyszałam dzwonek u drzwi. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam kolegę mojego męża z pracy i jakiegoś obcego mężczyznę.
Mężczyzna ten powiedział, że chce zobaczyć dokumenty rejestracyjne naszego mieszkania. Jakkolwiek, po wejściu za próg zmienił wersję powodu swojej wizyty. Wkrótce pod dom podjechała grupa policjantów. Przedstawili się jako funkcjonariusze z Komendy Policji w Qiaodong. Mieli ze sobą nakaz aresztowania mnie. Odrzuciłam ich żądanie. Wobec tego musieli mnie wynieść z domu siłą. Nieśli mnie po schodach, gdyż mieszkam w bloku. Po drodze z całej siły krzyczałam : „Wszyscy ludzie, patrzcie, jak policja aresztuje niewinnych ludzi, którzy wierzą w Prawdę, Miłosierdzie i Tolerancję, podczas, gdy prawdziwych morderców zostawiają w spokoju. W jakim społeczeństwie my żyjemy?” Policjanci nie powiedzieli ani słowa tylko dochodząc do samochodu wepchnęli mnie do środka i odjechali.
Posterunek policji już był gotowy na moje przybycie. Czekało na mnie małe metalowe krzesło, z którego zwisały kajdanki specjalnie dla mnie przygotowane, gdyż były o małym rozmiarze, gdyż jestem drobną osobą. Przypomniałam sobie o praktykującej, która przywiązana do metalowego krzesła spędziła 28 dni wystawiona na słońce podczas upalnego lata. Na jej pośladkach wytworzyły się głębokie rany. Jej mąż i młodszy brat byli poddani torturze, która polegała na przebiciu nasady palców ostrymi bambusowymi szpikulcami.
Zrobiło się ciemno. Zastanawiałam się nad tym, co zrobiłam, czy czego nie zrobiłam; co mogło doprowadzić mnie do takiej sytuacji. Wszystko stało się tak nagle. Poczułam się zmęczona i senna. Wszedł jakiś policjant. Zachowywał się, jakby dbał o moje dobro i zapytał, czy jadłam obiad. Odpowiedziałam mu: „Jestem na strajku głodowym, by zaprotestować nielegalnemu zaaresztowaniu mnie”. Odmówiłam odpowiadania na jego pytania. W tym samym czasie czułam się niesamowicie senna. Wkrótce nie czułam przy sobie jego obecności. Jak przez mgłę poczułam, że podnosi mi głowę i o coś pyta. Moja świadomość podpowiadała mi „wysyłaj prawe myśli i wypleń wszystkie czynniki, które cię prześladują”, jednak nie mogłam dalej kontrolować swojego umysłu i zapadłam w sen.
Na następny dzień, zabrali mnie do wojskowej kantyny. Metalowe krzesło i kajdanki na mój rozmmiar też przeniesiono. Wyglądało na to, że dokładnie przestudiowali moją przeszłość, gdyż wiedzieli, że kiedyś uciekłam z zakładu karnego i to w sytuacji, gdzie było to niemożliwe do uczynienia. Posadzili mnie na krześle i przykuli do niego kajdankami. Polecili trzem osobom (dwóch mężczyzn i kobieta), by mnie non stop pilnowali. Zmieniali się co 24 godziny.
Aczkolwiek, nie trwało to długo. Musieli uwolnić mnie z tego krzesła, gdyż przekonałam ich, iż żadna konwersacja nie będzie możliwa, jeżeli tego nie uczynią.
Teraz byłam w stanie zachować spokój. Pomyślałam sobie: „Tak źle, jak się sprawy mają w tej chwili, lepiej będzie, jak będę przygotowana na solidną walkę z czarnymi potworami i zgniłymi demonami. Jestem praktykującą Falun Dafa. Moja mądrość jest nadrzędna. Chociaż te czarne potwory i zgniłe demony są w stanie kontrolować ludzi, należą do zła, a ja jestem o prawej cnocie. Przy mnie są niczym”. Moja odwaga była tak potężna, że nie miałam w sobie żadnego strachu śmierci. Sprawiedliwość była sto procent po mojej stronie, kiedy oni nie mieli jej po swojej stronie ani odrobiny. Chociaż nadal miałam różne przywiązania i nieczyste myśli, jakkolwiek było to dokładnie tylko dlatego, bym mogła kontynuować swoje kultywowanie. Siły zła w żadnym wypadku nie mogą wykorzystywać moich chwilowych słabości.
Na czwarty dzień zaczęli mnie karmić przemocą. Po przykuciu mnie do metalowego krzesła pojawiło się sześć osób próbując na raz wepchnąć mi do nosa plastikową rurkę, po czym wlewali roztwór glukozy wymieszanej z solą. Mocno się opierałam, nie pozwalając im na to, by wlewali we mnie jakiś obrzydliwy płyn, który zresztą w większości porozlewał się.
Słabłam z dnia na dzień. Już nie mogli mnie nawet karmić, gdyż niczego mój organizm nie przyjmował. Zaczęli więc robić mi infuzje, ale jak tylko pielegniarka wyszła z pokoju, wyrywałam z siebie wszystkie rurki. Prosili mnie „Nie walcz z nami. Czego ty chcesz ?” Jak można być tak bezczelnym i pytać czego ja chcę. Odpowiedziam „ Czego ja chcę? Chcę, byście pozwolili mi iść do domu”. Nie pozwolono mi. Po tym, posadzili mnie na krześle i zakuli poza jego poręczą moje ręce, gdyż nie byłam w stanie nawet prosto usiedzieć. Miałam przyśpieszone bicie serca i płytki, słaby oddech. Przenieśli mnie następnie na łóżka, po czym trzy osoby przytrzymywały mnie, a czwarta wkłuwała w moje ciało infuzje. Młoda kobieta, strażniczka, która mnie pilnowała, nie mogła dłużej znieść tego widoku i jak tylko wszyscy wyszli, rozkuła kajdanki. W rezultacie, nie chcąc ryzykować jej bezpieczeństwa, postanowiłam już tych rurek nie wyrywać.
Po kilku dniach mój stan fizyczny bardzo się pogorszył. Byłam bardzo wychudzona i wycieńczona. Czułam, że się duszę. Zażądałam, by pootwierano okna i drzwi. Pielęgniarka zmniejszyła mi natężenie infuzji, gdyż obawiała się, że silniejsze spowoduje zawał serca. Chociaż moja ludzka strona pozostawała niesamowicie słaba, moja boska strona była niesłychanie silna. Miałam w sobie wystarczająco dużo siły, by kontynuować eliminowanie złych elementów w innych wymiarach. Wszystkie te paskudne elementy różniły się pomiędzy sobą, aczkowliek były tak samo szkaradne. Podczas tego czasu, niekiedy pojawiły sie u mnie negatywne myśli. Czasami nawet powątpiewałam w swoje zdolności. Kiedykolwiek pojawiła się taka myśl, prosiłam Mistrza o pomoc. Jakkolwiekk, czułam się zawstydzona proszeniem Mistrza o pomoc w pokonaniu moich niewłaściwych myśli. To, co powinnam robić, to starać się sama pokonywać takie myśli i stale oczyszczać się.
Tymi, którzy niesprawiedliwie pozbawili mnie wolności byli policjanci z Państwowego Biura Bezpieczeństwa. Znaleźli w moim domu część materiałow dotyczących Falun Dafa, które ściągnęłam sobie z internetu i donieśli o tym władzy miejskiej. Wówczas nagle stałam się ważną figurą w „przestępstwie”, a całej sprawie nadano szczególny charakter. Jednak nie zależało mi, jak dużo informacji o mnie posiadają. Byłam twarda jak granit. Skoncentrowana byłam jedynie na ujawnianiu ich podłości i hipokryzji. Zawsze w swoich czynach i zachowaniu demonstrowałam prawość, miłosierdzie i litość. Użyłam swojej mądrości, by ich wszystkich pokonać. Nie było to robione bynajmniej na pokaz, ale po to, by przejawiać godność Dafa.
W trakcie każdej „konwersacji”( policjanci byli ostrożni w używaniu słowa „przesłuchanie”) zawsze miałam nad nimi przewagę, czy dyskucja dotyczyła teorii, czy faktów, zawsze miałam argumenty nie do odrzucenia. Później, nawet strażnicy, którym polecono pilnowanie mnie powiedzieli: „ My wiemy, że oni nigdy nie będą w stanie ‘przekształcić’cię. Za każdym razem, kiedy powiedzą słowo, twoja odpowiedź przychodzi szybko, trafnie i zdecydowanie całymi zdaniami. Oni ci nie dorównują”. Faktycznie moim zamiarem nie było, by z nimi toczyć sporne argumenty. Oni i tak nie mieli po swojej stronie niczego, nawet odrobiny prawdy, a i tak odważyli się, by ze mną debatować, więc wiadomo, że ich wysiłki były daremne i oczywiste.
W końcu zorientowali się, że nie mogą mnie w niczym przekonać ( by odstąpić od moich wierzeń) i dwa tygodnie później odstąpili od tego zamiaru. Jakkolwiek, nie wyrazili zgody na moje uwolnienie i wysłali mnie do Obozu Pracy.
Będąc w Obozie Pracy strażnicy zanieśli mnie do „centrum reformowania”, które mieściło się na trzecim piętrze budynku. Na pierwszym i drugim piętrze umieszczeni byli „zreformowani” praktykujący, którzy na dodatek pod przymusem stali się kolaborantami.
W budynku tym utworzony został „Zespół Pięciu”, tak zwany „Zespół Falun Gong”. Większość zatrzymanych stanowili praktykujący Falun Gong, a inni wywodzili się spośród narkomanów i to oni byli przeznaczeni do pilnowania praktykujących.
Było to bardzo brutalne i podłe środowisko. Demoniczne przejawy zachowań tych narkomanów sięgały wszędzie. Niektórzy spośród tych „zreformowanych” wyglądali wyjątkowo ohydnie i dziwnie: wszystko, począwszy od wyrazu twarzy, sposobu poruszania się, manier, do sposobu mówienia, wyglądało dziewnie i nienormalnie. Byłam zdumiona, jakim piekłem było to miejsce.
Prześladowcy obozowi wysłali dwie byłe praktykujące, a teraz kolaborantki ( zmuszane do kolaboracji, by udowodnić swoje całkowite „zreformowanie”) do wyperswadowania mi wiary w Falun Gong. Strażnicy określali te dwie kolaborantki, jako osoby całkowicie „zreformowane”. Pierwsza osoba spędziła ze mną tylko pół dnia, prosząc personel Obozu o przeniesienie jej w inne miejsce. Z drugą osobą już wcześniej znałam się dobrze. Kiedyś wspólnie ukrywałyśmy się w tym samym miejsce przed policją. Po pierszym dniu spędzenia ze mną też poprosiła o przeniesienie. Następną osobą, która została mi przydzielona była młoda dziewczyna. Po przyjściu do mnie powiedziała: „To dziwne. Moje dwie poprzedniczki słyną ze skuteczności w „reformowaniu” innych. Trudno mi zrozumieć ich niemoc wobec ciebie.” Odpowiedź jest jedna – zło nie może pokonać dobra!
Na trzecim piętrze personel instytycji próbował przekształcić dwie inne praktykujące. Jedna z nich nie miała snu przez 20 dni. Pomimo straszliwej przemocy, jakiej podlegała, stanowczo odmawiała jakiejkolwiek współpracy ze złem.
Na czwarty dzień mojego pobytu w Obozie już widać było, że moja kondycja fizyczna była tragiczna. Było to powodem zaniepokojenia wśród presonelu, gdyż przypadki śmiertelne ofiar psują im statystykę. Dlatego wolą tuż przed samą śmiercią osoby, zwalniać ją do domu.
Próbowano jeszcze ze mną pertraktować, podsuwając mi pod nos jajeczną, pachnącą zupę.
Bywało, że czasami straszyli mnie mówiąc, że „nie słucham, co mówi Mistrz i nie cenię swojego życia”. Wszystkie ich próby przekonania mnie spełzły na niczym. Powiedziałam stanowczo: „ Bardzo cenię własne życie, jakkolwiek są inne rzeczy, które są cenniejsze od życia. Jeżeli mi je odbierzecie, to raczej umrę”. Zapytali : „ Co może sprawić, byś jadła?” Powidziałam: „Wypuście mnie do domu”.
Po udaremnionych próbach przekonania mnie do jedzenia, zaczęli straszyć mnie sztucznym karmieniem z użyciem przemocy. Na następny dzień wysłali dwie więźniarki do pilnowania mnie. Ponadto wysłali siedem, albo osiem osób do nakarmienia mnie przez rurkę, którą wkłada się przez nos, lub przełyk. Powalili mnie brutalnie na podłogę i włożyli mi siłą do żołądka plastikową rurkę przez nos. Lekarz, który wkładał tę rurkę, by zadać mi większego bólu, wciągał ją i wyciągał. Ból był nie do zniesienia. Dławiłam się i mdlałam. Omal nie straciłam życia dusząc się. Nie mogli wlać we mnie płynu, gdyż cały czas rozlewał się. Nie wiem, ile udało im się we mnie go wlać. Po zabiegu, zostawili tę rurkę wetkniętą w mój nos. Przykuli mnie też kajdankami do łóżka, rozpościerając na boki ręce. Po godzinie od karmienia zaczęłam wymiotować. Wówczas usunęli z nosa rurkę i odczepili mi kajdanki. Byli wściekli na mnie, gdyż cały ich wysiłek poszedł na marne. Na odchodne powiedzieli: „po południu znów przyjdziemy, żeby cię karmić przez tą samą rurkę”. Tak, jak powiedzieli, tak zrobili, z tym, że tym razem byli bardziej brutalni wobec mnie. Kiedy odstąpili od mnie po skończeniu swojego czynu, z mojego nosa lała się krew.
Torturowali mnie, by mnie złamać; bym wyrzekła się Falun Gong. Nie poddałabym się nigdy, ale też i nie chciałam przechodzić takich dzikich aktów przemocy. Postanowiłam, że nie będę więcej marnować z nimi mojego cennego czasu. Nie powinnam przebywać tutaj. Mam tak wiele rzeczy do zrobienia. Musiałam stamtąd natychmiast wyjść.
Zaczęłam intensywnie wysyłać prawe myśli i prosić Mistrza o pomoc. W międzyczasie, te dwie praktykujące, które były torturowane na trzecim piętrze, i które stanowczo podtrzymywały wiarę w Falun Gong dodały mi dodatkowo siły do przetrwania tego piekła i natychmiastowego wyjścia stamtąd. Około 5:00 po południu tego samego dnia po 10-ciu dniach nie mogąc się wypróżnić, nagle zaczęłam wydalać z siebie czarny stolec. Pokazałam to dwóm osobom , które mnie pilnowały. Powiedziałam im , że mam krwawienie wewnętrzne i potrzebuję natychmiastowej pomocy. Troche zaniepokił ich mój stan i przysłali do mnie lekarza z butelką do infuzji. Wpierw zaczął mnie badać. Gdziekolwiek mnie dotknął, wszędzie bolało. Głośno krzyczałałam z bólu. Przestraszył się i przestał mi aplikować infuzję.
Wkrótce przełożony okręgowego Biura 6-10 wraz z dwoma policjantami przybyli na miejsce, by mnie obejrzeć. Powiedziałam do nich: „Nie chcę was widzieć”. Jeden z nich powiedział: „Zabieramy cię do domu”. Tylko, że wpierw chcieli odesłać mnie do szpitala. Rzeczywiście dostarczyli mnie do szpitala, gdzie dokładnie mnie zbadano. Nie pokazali mi wyników, jakkolwiek lekarz wyglądał na bardzo przestraszonego i powiedział, że nie może zatrzymać mnie w szpitalu. Domyśliłam się, że wyniki musiały być tragiczne, że nie pozostało mi już wiele czasu do życia. Jednak czułam, że wszystko będzie w porządku. Wiedziałam, że odzyskam zdrowie bardzo szybko. W końcu zostałam bezwarunkowo zwolniona do domu.
Oba brzegi rzeki Moat były pięnie obsypane kolorowymi kwiatami. Żółte chryzantemy mieniły się w blasku słońca muskane delikatnym wiatrem. Usiadłam na ławce i upajałam się słonecznym, ciepłym dniem. Wdychałam świeże powietrze wolności podczas, kiedy wracałam pamięcią do minionych dni.
Chociaż pozornie wydawało się, że powodem mojego uwięzienia była informacja jakiegoś zdrajcy, który doniósł na mnie na policję, właściwie to zostałam uwolniona po walce w zmaganiu się życia ze śmiercią. Jednak, jak tak wnikliwiej zastanowiałam się, doszłam do wniosku, że powodem mojej męki było moje własne przywiązanie do „wykonywania rzeczy”.
Byłam przywiązana do „wykonywania rzeczy” do tego stopnia, że stało się to ważniejsze niż studiowanie Fa, czy wykonywanie ćwiczeń. Brakowało mi na te sprawy czasu. Zło wykorzystało moje przywiązanie, powodując moje wyczerpanie wzmożoną pracą. Jest to ogromna dla mnie lekcja.
W końcu byłam w stanie przejść przez tak brutalne prześladowania i z honorem wyjść z więzienia, polegając na swojej mocnej wierze w Falun Dafa.
Po wyjściu z tego piekła, dowiedziałam się, że tak wielu praktykujących nieustannie mi pomagało. Stale wysyłali za mnie prawe myśli, jak też próbowali różnych sposobów na wydostanie mnie stamtąd. Naprawdę, był to wysiłek wszystkich, jako jednego ciała.
Chociaż nigdy nie ugięłam się przed brutalną przemocą, moja postawa godności i prawości zainspirowała wielu policjantów i więźniów. Zasłużyłam na ich szacunek poprzez nieugięte podtrzymywanie moralnego charakteru i honoru. Chociaż zdrajca, który na mnie doniósł policji przysłużył się im, jednak ci spoglądali na niego z obrzydzeniem. Zdradził praktykującego Falun Gong, sprzedając swoją duszę za korzyści materialne. Żal mi takiego człowieka.
Pokój w kantynie wojskowej, w której mnie przetrzymywano kosztował 180 yuan za dobę. Wynajęli trzy pokoje i zatrudnili siedem, czy osiem osób do pilnowania mnie. Same wydatki na pokrycie ich kosztów osobistych były wysokie. Kiedy już wracałam do domu, jeden z oficerów Biura 6-10 kiwnął do mnie palcem i powiedział: „Czy wiesz ile nas kosztowałaś? – aż 10 tysięcy yuan!” Odpowiedziałam mu na to: „Czy nie pożyteczniej byłoby przeznaczyć te pieniądze na biednych? W górach jest tylu biednych wieśniaków, a w miastach bezrobotnych. Zamiast tego, tylko w 18 dni wydaliście tyle pieniędzy, żeby torturować niewinną kobietę niemalże do śmierci!”.
* * *
Zachęcamy do drukowania i rozpowszechniana wszystkich artykułów opublikowanych na Clearharmony, lecz prosimy o podanie źródła.