Witajcie,
Podczas tej konferencji wymiany doświadczeń chciałabym podzielić się z Wami historią o tym jak otrzymałam Fa i co było dalej.
Kilka miesięcy temu miała miejsce pewna sytuacja: będąc w barze mlecznym dosiadłam się do stolika, przy którym siedział nieznany mi, wesoły staruszek. Podczas jedzenia obiadu towarzysko zamieniliśmy kilka zdań o serwowanych w lokalu posiłkach. Po skończeniu jedzenia – tuż przed odejściem – wręczyłam mu ulotkę Falun Dafa - prosząc by na spokojnie przeczytał ją w domu. Ku mojemu zdziwieniu starszy pan łapczywie pochwycił ulotkę - takim wygłodniałym gestem - szybko schował ją do lewej kieszeni koszuli i poklepał się po tej kieszeni - po sercu. Następnie chwycił mnie za dłoń, spojrzał mi w oczy i powiedział: „Musze pani powiedzieć, że jest pani bardzo dobrą osobą.” A potem zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam: z szacunkiem ucałował mnie w dłoń - tak jakby dziękował za ocalenie swego istnienia. W tym momencie wielkie miłosierdzie wypełniło moje serce i tym miłosierdziem objęłam staruszka. Swoją dłonią mocno uścisnęłam jego dłoń, życzyłam mu wszystkiego dobrego i poprosiłam, aby ulotkę po przeczytaniu przekazał następnej osobie.
Dopiero kilka dni później przypomniałam sobie słowa Mistrza z ostatniej majowej, konferencji Fa w NY: "Zwykli ludzie odczują, że twoje usposobienie różni się od innych lub pomyślą, że uczniowie Dafa są życzliwi i będą cieszyć się z kontaktu z uczniami Dafa. Ponieważ wszakże jesteś kultywującym, pole wokół ciebie jest z czystej dobroci - czymś, czego zwykli ludzie nie mają. Tak więc, różnicie się w tym względzie i ludzie to odczują."
Spojrzałam wtedy wstecz i uświadomiłam sobie symbolikę tego wydarzenia - tego jak ważne było dla mnie, to co ten człowiek powiedział - bo spełniło się moje wielkie życzenie.
Gdy miałam 16 lub 17 lat wraz z kilkoma koleżankami zapisałam się w szkole na wyjazd w góry tyrolskie, organizowany przez austriackie zakonnice [z pochodzenia Polki] - zawsze lubiłam podróżować i nie przeszkadzało mi to, że wyjazd organizują osoby duchowne - chociaż nie byłam nazbyt religijną osobą. Wszystko było w porządku do momentu, gdy podczas podróży, w trakcie bezpośredniej rozmowy z organizatorkami wyjazdu dowiedziałam się, że wyjazd ten to nie zwykła wycieczka, ale rekolekcje powołaniowe. Byłam w takim szoku, że gotowa byłam wyskoczyć z busa, ale zorientowałam się, że przekroczyliśmy już Polską granicę i szanse na odwrót drastycznie zmalały :-) Wiedziałam, że muszę to jakoś przeżyć. Z czasem, cały ten wyjazd zapewne mógłby pójść w zapomnienie, gdyby nie wydarzenie, które później podświadomie wpływało na moje wybory w dorosłym już życiu.
Podczas któregoś dnia owych rekolekcji, poszłam z koleżankami odwiedzić nowicjuszki przebywające akurat w swoim pokoju. W czasie, gdy koleżanki trajkotały z nowicjuszkami, rozglądałam się po ascetycznie urządzonym pokoju. Na krześle, które służyło za szafkę nocną stał obrazek, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam. Był na nim wizerunek twarzy Jezusa - choć jak potem sprawdzałam w różnych źródłach naukowcy do końca nie potwierdzili tego, aby była to twarz Jezusa. Wydała mi się ona wtedy bardzo realistyczna - taka trójwymiarowa - i tym właśnie obrazek ten przykuł moją uwagę. W pewnym momencie oczy na obrazku jakby ożyły zyskały taką niesamowitą głębię i pełnię. Bardzo mocno poczułam obecność jakiejś oświeconej istoty patrzącej na mnie przez te ożywione oczy i zostałam przez te oczy pochwycona. Byłam jak sparaliżowana - czułam jak cała w różnych wymiarach jestem sparaliżowana - mocno trzymana. Moje oczy połączyły się z "tymi" oczami i poczułam jak otwierają się we mnie kolejno setki bram - tworząc jakby tunel czasoprzestrzenny przez, który w głąb mnie patrzą te oczy. Gdy otwarły się ostatnie wrota, gdzieś w moim bardzo głębokim kosmosie i ta istota popatrzyła na prawdziwą mnie, to zalała mnie ona niesamowitym, zapierającym dech w piersiach, ogromnym miłosierdziem i szczęściem. To miłosierdzie wypełniło mnie całą - jakby prześwietliło i rozbudziło każdą komórkę! Zaraz potem wrota z powrotem zostały [szuu] pozamykane i wszystko znikło. W tamtym czasie nie potrafiłam tego nazwać, nie wiedziałam, że było to ogromne miłosierdzie, więc myliłam je z "bezwarunkową miłością". Chociaż trwało to krótką chwilę, to pozostawiło we mnie trwały ślad.
Kolejne lata minęły mi na nauce, pracy, aż w 2007 roku poczułam się totalnie zmęczona życiem, które wiodłam. Nie różniło się ono niczym od życia innych ludzi, było pełne niepowodzeń i ciągłej pogoni za krótkimi chwilami szczęścia i tą "bezwarunkową miłością". Zapragnęłam zmian. Poczułam, że chcę przestać walczyć z wydarzeniami i z ludźmi. Postanowiłam podążać za naturalnym biegiem wydarzeń - po prostu iść ścieżką losu.
Rok później w 2008 pewnego dnia poczułam w sercu głębokie pragnienie, by stać się dobrą osobą – choć odrobinę tak dobrą, jak to miłosierdzie, które poczułam w swoim sercu wiele lat temu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam dokładnie, co jest wyznacznikiem dobra, czy prawości. Zaczęłam zadawać sobie pytania związane tym, jak powinnam postępować, kim być, jak żyć? Wiedziałam, że muszę zmienić standardy moralne, którymi wówczas się kierowałam. Postanowiłam też pogłębić swoją wiedzę duchową i odszukać jakąś filozofię lub szkołę, której nauki będą mnie prowadzić.
Od tego momentu przez dwa kolejne lata doświadczałam zmian, to znaczy: zmieniłam pracę na taką, która wydawała mi się bardziej prawa, bo wcześniej pracowałam w ubezpieczeniach i odszkodowaniach - i miałam dosyć tego przepełnionego manipulacją środowiska. Przeprowadziłam się z miasta na spokojną wieś. Zaczęłam też szukać szkoły rozwoju duchowego. Szło mi to jednak strasznie mozolnie, miałam wrażenie, że ciągle kręcę się w kółko, że wszystkie szkoły czy filozofie, które odnalazłam omawiają jedno i to samo tyle, że za pomocą innych słów. Co więcej, okazało się, że za żadną z tych szkół nie jestem w stanie podążyć. Jedynie, czego się nauczyłam, to patrzeć na codzienne problemy z różnych perspektyw i stawiać siebie w sytuacji drugiej osoby. A przez to powoli zaczęłam rozwijać w sobie wyrozumiałość i współczucie. Pamiętam też, jak pewnego dnia poczułam istnienie otaczających mnie ludzi, zwierząt, roślin, tworów natury - dopiero wtedy poczułam ogrom otaczającego mnie życia - było to dla mnie zupełną nowością, bo do tej pory świat wydawał mi się jakby płaski i bezosobowy.
Następnie w 2010 wyjechałam na wakacje do Bułgarii. Tam prawie codziennie wcześnie rano o wschodzie słońca spacerowałam po plaży. Podczas tych spacerów, zawsze w tym samym miejscu, o tej samej godzinie widywałam tam pewną parę - kobietę i mężczyznę stojących cicho, w ukryciu za skałą. Twarzami byli zwróceni do słońca i stali tak nieruchomo z wyciągniętymi przed siebie rękoma. Stali tak i stali... Ponieważ akurat wtedy czytałam książki o niejedzeniu i o odżywianiu się praną lub promieniami słonecznymi, to pomyślałam, że są to właśnie tacy ludzie. Pomyślałam, że chętnie zamienię z nimi parę zdań, bo nigdy wcześniej nie spotkałam ludzi uprawiających niejedzenie. Za dwa dni kończył mi się urlop i pomyślałam, że jeśli z nimi nie porozmawiam, to w następnych dniach mogę już nie mieć drugiej takiej okazji by ich zagadać. Poczekałam więc, aż skończą i podeszłam do nich, by zapytać się czym jest, to coś co robią i w ogólnie kim są. Powiedzieli mi, że pochodzą z Mołdawii i tak jak ja przyjechali do Bułgarii na wakacje. Zaś to, co robią to nie jest uprawianie niejedzenia ale ćwiczenia, które nazywają się Falun Dafa i że jest to coś ogromnego. Mężczyzna powiedział mi, że wcześniej sam poznał wiele szkół (wśród nich były też te, które i ja próbowałam zgłębić); mówił, że był na naukach w Tybecie i że nawet został mistrzem reiki, ale nic z tego co poznał wcześniej nie mogło dorównać Falun Dafa. Czułam, że muszę natychmiast odszukać to w Internecie. Ponieważ nie mieli przy sobie żadnej ulotki, to nazwę Falun Dafa zapisali mi patykiem na piasku - i to mi wystarczyło, bo zaraz po tym jak się pożegnaliśmy, pobiegłam do pokoju hotelowego, włączyłam laptopa, odnalazłam stronę Falun Dafa i pobrałam książki, które polecili mi przeczytać. Gdy na stronie www zobaczyłam książki Dżuan Falun i Falun Gong oraz całą listę innych publikacji, to chciałam je od razu wszystkie przeczytać; podobnie było z ćwiczeniami, gdy tylko zobaczyłam filmiki instruktażowe, to od razu zaczęłam uczyć się ruchów. Na drugi dzień rano umówiłam się z nimi na wspólne ćwiczenia. A po powrocie do domu bardzo szybko przeczytałam wszystkie dostępne na polskiej stronie książki i konferencje, wysłuchałam nagrań i oglądnęłam filmiki z wykładami.
Od tamtej pory wiedziałam, że muszę myśleć i działać zgodnie z zasadami Dżen, Szan, Ren. Na początku było mi bardzo trudno ze względu na silne przywiązanie do sławy i zysku oraz emocje związane z rodziną, strachem i przeróżnymi pragnieniami. Musiałam też porzucić sposoby myślenia nabyte wcześniej podczas poznawania różnych szkół i filozofii. Ciągle czułam, że powinnam i że mogę jeszcze pilniej pracować nad sobą. Mimo, że czasami było mi trudno znieść przeróżne testy aranżowane przez Mistrza, to czytając jego wiersz "Pieśń w moim sercu" (Hong Yin III) mogłam w końcu śmiało powiedzieć, że znam odpowiedź na pytanie, co jest celem ludzkiego życia i że wreszcie odnalazłam Świętego, który kiedyś poruszył moje serce a dziś wskazuje kierunek, w którym mam iść aby dojść do światłości.
Jakiś czas później, obudziło się w moim sercu uczucie wielkiego miłosierdzia i wypełniło mnie całkowicie - było to, to samo uczucie, które dawno temu wstrząsnęło moim światem tyle, że tym razem nie pochodziło ono z zewnątrz, ale wypływało ze mnie. Z takim miłosiernym sercem poczułam nagle, że wszystko co mnie otacza - czy to ludzie, zwierzęta, rośliny czy rzeczy - wszystko dookoła cierpi. Chciałam ratować te wszystkie czujące istnienia. Chciałam odtąd wykonywać wszystkie 3 zadania ucznia Dafa. Poczułam też żal do samej siebie, że tak późno się obudziłam.
W kwestii ratowania czujących istnień Mistrz powiedział nam, że: "Każda osoba z jaką wejdziesz w kontakt w społeczeństwie jest osobą do wyjaśnienia prawdy i to co się przejawia w wyjaśnianiu prawdy jest miłosierdziem uczniów Dafa i ich ocalaniem ludzi świata." (Istoty Dalszych Postępów II, Do wszystkich uczniów na Nordyckiej Konferencji Fa 17 czerwiec 2001 r.)
Początkowo korzystałam jedynie z Internetu, jako narzędzia do ratowania czujących istnień. Głównie zamieszczałam posty na facebook'u w grupach, gdzie każda z grup liczyła od kilkudziesięciu do paru tysięcy członków. Posty dotyczyły praktyki Falun Gong lub prześladowań uczniów Dafa. Reakcje odbiorców były bardzo pozytywne, więc po dziś dzień używam Internetu do ratowania czujących istnień.
Po dołączeniu do grupy praktykujących zaczęłam brać udział w Hong Fa. Podczas takich akcji staram się bez przerwy wysyłać prawe myśli a serce wypełniać miłosierdziem. Tym miłosierdziem otaczam też przechodniów, tak żeby budzić ich i docierać do głębi ich dusz. Gdy przekazuję ulotki ludziom, którzy obok mnie przechodzą, to głośno mówię, że zawiera ona bardzo ważne informacje i gorąco polecam im zapoznać się z jej treścią oraz zapraszam do podpisania petycji. Wówczas słyszy to kilku przechodniów na raz i takim sposobem większa liczba ludzi na raz bierze ode mnie ulotki. Każdemu, kto weźmie ulotkę dziękuję z całego serca i polecam spokojne ją przeczytać. Słysząc to polecenie większość osób zerka na mnie jakby dopiero wtedy się obudzili, spoglądają na tą ulotkę i chowają ją do kieszeni lub torebki. Wiem wtedy, że ją przeczytają - i mam nadzieję, że ich serce zostanie poruszone i że wykrzeszą z siebie, choć odrobinę współczucia.
Natomiast na co dzień, staram się zawsze mieć przy sobie parę ulotek w torebce lub w wewnętrznej kieszeni w kurtce, bo skoro "Każda osoba z jaką wejdziesz w kontakt w społeczeństwie jest osobą do wyjaśnienia prawdy", to staram się nie omijać nikogo. Czy to ekspedientka w piekarni, czy w sklepie z butami, czy pani na poczcie, czy też kierowca busa lub pasażer, czy siedzący obok goście w restauracji, kelner, recepcjonistka w hotelu, elektryk czy budowlaniec - dosłownie każdy, kto staje na mojej drodze nie robi tego przez przypadek, bo jak wiemy przypadki nie istnieją. Nie mówię im za wiele, pytam ich czy słyszeli o tym, co dzieje się w Chinach, o tym co komunistyczny rząd chiński robi obywatelom swojego państwa. Następnie przekazuję im ulotkę i dodaję jeszcze kilka zdań według wskazówek, których udzielił nam Mistrz: "(...)kiedy wyjaśniacie prawdę przeciętnej osobie, to po prostu powiedzcie jej, że jesteśmy prześladowani i że po prostu robimy ćwiczenia i próbujemy być dobrymi ludźmi i będą w stanie to zrozumieć." (Przemierzając północną Amerykę aby nauczać Fa, marzec 2002) Tak też się dzieje. Ludzie biorą ulotkę i dziękują za wyjaśnienie im faktów, większość z nich jest zaskoczona i poruszona. Mówię im jeszcze, że czasami na mieście zbierane są podpisy pod petycją i ze podpisując ją mogą oficjalnie wyrazić swoje zdanie na temat tego, o czym właśnie się dowiedzieli. Zazwyczaj wystarcza na to mniej niż minuta.
Jeśli zaś chodzi o studiowanie Fa, to pewnego dnia w 2012 roku podczas rozmowy ze znajomym praktykującym dotarło do mnie, że na angielskiej stronie internetowej jest o wiele więcej tekstów z konferencji niż na polskiej stronie. Co więcej na stronie angielskiej było kilka wersji tłumaczeń Dżuan Falun i do tamtej pory omyłkowo brałam tytuł "Zhuan Falun 2" za jedno z takich tłumaczeń Dżuan Falun [1]. Dopiero podczas rozmowy z praktykującym dowiedziałam się, że jest to zupełnie inna, osobna publikacja Mistrza. Z miejsca zabrałam się za jej czytanie, a ponieważ było tam całkiem sporo wyrazów, których nie rozumiałam, to czytanie szło mi powoli. Poza tym pomyślałam, że gdy będę chciała ponownie to przeczytać to znowu będę musiała wyszukiwać znaczenia słów, których nie rozumiem i tak w kółko za każdym razem. Pomyślałam też o innych praktykujących, którzy mają podobne trudności z płynnym czytaniem po angielsku, nie wspominając nawet o tych, którzy w ogóle nie znają angielskiego! Postanowiłam więc przetłumaczyć Dżuan Falun tom 2. Zapytałam tego praktykującego czy mogę to zrobić, w odpowiedzi na to on udostępnił mi plik wraz z aplikacją pomagającą tłumaczyć teksty. Część tekstu była już przetłumaczona, więc tym bardziej zachęciło mnie to do pracy.
W trakcie tłumaczenia okazało się, że czasami jest mi bardzo trudno przetłumaczyć nawet jedno zdanie. Przyczyny tego i objawy podzieliłam na 3 rodzaje:
Pierwszy rodzaj jest taki, że rozumiem poszczególne wyrazy w zdaniu, ale nie rozumiem całego zdania - wtedy wiem, że aby je zrozumieć muszę najpierw się do tego oświecić, proszę wtedy Mistrza żeby pomógł mi to zrozumieć i czasami wystarczy, że przeczytam cały akapit parę razy, by zrozumieć sens nieprzetłumaczonego zdania. Ale czasami potrzebuję kilu dni - wówczas podczas studiowania innych tekstów lub podczas zdarzeń w życiu codziennym oświecam się do tego.
Drugi rodzaj powodu który utrudnia mi tłumaczenie jest taki, że nie mogę skupić uwagi na tłumaczeniu, kiedy ciągle coś mi przerywa i różne myśli i wydarzenia odrywają mnie od pracy - wówczas wiem, że zakłócenia ze strony moich przywiązań i różne zewnętrzne siły próbują mnie powstrzymać. Dzieje się tak zawsze, gdy tylko moje serce nie jest wypełnione Szan. Dlatego od razu, gdy to widzę wypełniam serce Szan i wysyłam prawe myśli.
Trzeci rodzaj utrudnień jest taki, że czasami dopada mnie stan zmęczenia i przygnębienia - wiem wówczas, że przyszedł czas na to, żebym oświeciła się do kolejnego zrozumienia związanego z tłumaczeniami, albo że muszę porzucić jakieś przywiązania które mnie rozpraszają i wsysają, muszę je zidentyfikować i czym prędzej porzucić żeby przebić się wzwyż i z radością kontynuować pracę.
Tłumaczenie tekstów daje mi bardzo wiele, bo jednocześnie studiuję Fa i kultywuję. Zazwyczaj kultywuję cierpliwość i wyrozumiałość, kiedy zdania są napisane trudnym do przełożenia stylem, wówczas mija dłuższa chwila zanim znajdę odpowiednie słowa i poprawnie po polsku zbuduję zdanie. Porzucam też stopniowo różne ludzkie przywiązania, jak choćby przywiązania do zmęczenia, czy komfortu. Gdy po kilku godzinach tłumaczenia zaczyna mnie stopniowo dopadać uczucie zmęczenia i mam ochotę odłożyć tą pracę na później, ale z drugiej strony nie mam w tym czasie żadnego innego zadania do wykonania, to wówczas wiem, że wszystko to jest spowodowane przez qing i moje przywiązania. Wtedy na chwilę zamykam oczy, rozpoznaję przywiązania i usuwam je, wyciszam się i po paru minutach ponownie przystępuję do pracy. Albo gdy po upływie jakiegoś czasu spędzonego na tłumaczeniu zaczynam odczuwać dyskomfort w ciele i czuję, że moje mięśnie są pospinane, pierwsze co chcę, to odłożyć pracę na później i iść "rozprostować kości". Ale że jestem kultywującą, to tego nie robię, zamiast tego przyglądam się sobie od środka i patrzę na poszczególne mięśnie, które mnie bolą i badam, jakie przywiązania spowodowały, to że odczuwam dyskomfort? Czy to niecierpliwość, czy dążenie do perfekcji, brak wyrozumiałości dla własnych braków językowych itp. Gdy tylko rozpoznam dane przywiązanie, to mięśnie automatycznie się rozluźniają i mogę powrócić do pracy. Powoli usuwam też przywiązanie do lenistwa, które wynika z innych przywiązań. Przykładowo objawia się to tym, że zamiast robić tłumaczenia idę na spacer, albo oglądam film, lub przeglądam ciekawostki w Internecie - to wszystko są przywiązania, które gdy się im bliżej przyglądam wynikają z kolejnych przywiązań, na przykład chodzę na spacery, bo "lubię" oglądać przyrodę lub "ładne, urokliwe" uliczki i kamienice. Te słowa: "lubię", "ładne i urokliwe", to są qing i nabyte poglądy. To wszystko i wiele więcej przywiązań oraz poglądów, które muszę wyeliminować, zauważyłam głównie dzięki pracy nad tłumaczeniami.
Poza tekstami Mistrza tłumaczyłam też świadectwa uczniów, którzy zostali oczyszczeni z różnych okropnych chorób, świadectwa uczniów, którzy wykultywowali do bardzo wysokich poziomów oraz teksty dotyczące prześladowań. To wszystko niesamowicie wzbogaciło i ciągle wzbogaca moje zrozumienie i wiarę w Dafa, pomaga wychwycić przywiązania i od razu przystępować do eliminowania ich. W najśmielszych snach nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę w stanie tłumaczyć teksty tak obszerne i ważne. Jestem bardzo wdzięczna Mistrzowi za tą szansę, gdyż tłumaczenia stały się elementem mojej ścieżki kultywacyjnej.
Tak oto po zdarzeniu w barze mlecznym dotarło do mnie to, czego na co dzień nie zauważałam to znaczy, jak wielka zmiana zaszła we mnie przez te wszystkie lata. Miłosierny Mistrz zaplanował dla mnie całe moje życie i ciągle daje mi wskazówki według, których mam podążać i dobrze wykonywać trzy powinności ucznia Dafa. Dziękuję Mistrzu.
* * *
Zachęcamy do drukowania i rozpowszechniana wszystkich artykułów opublikowanych na Clearharmony, lecz prosimy o podanie źródła.