Polskie Fahui

  • Uświadczenie mocy Dafa podczas negowania aranżacji zła (Fahui 2013)

    Na początku roku urodziła się nam córeczka i nadchodziło europejskim tournee Shen Yun. Moja żona miała koordynować logistykę i zasoby ludzkie w Wiedniu, a ja miałem pracować przy scenie przy większości spektakli. Jednak stopniowo wszystko w koło zaczęło się strasznie komplikować. Na początku te „komplikacje” były niewielkie, ale z tygodnia na tydzień się nasilały.
  • Kultywacja mowy (Fahui 2011)

    Pewnego razu podczas panelu dyskusyjnego o Chinach na uniwersytecie, jeden z panelistów odpowiadając na pytanie osoby, która skrytykowała jego wypowiedź w której nazwał Falun Gong – sektą, zapytał wprost, kto na sali jest praktykującym Falun Gong i niech wyjaśni tę kwestię. Pamiętam, że byłem wtedy całkowicie sparaliżowany. Nie mogłem wykrztusić z siebie ani słowa, serce zaczęło mi bić bardzo szybko , a w głowie miałem kompletna pustkę.
  • Kultywacja w projekcie NTD (Fahui 2013)

    Nie byłam przyzwyczajona, żeby siedzieć przed komputerem przez 10 godzin - albo i więcej - dziennie i moje ciało i oczy z dnia na dzień bolały coraz bardziej. Byłam przyzwyczajona do ciężkiej pracy, ale to było ponad moje siły i ledwo to znosiłam. Czasami po pracy byłam krok od rozpłakania się i myślałam, że jeśli nie uda mi się tego wytrzymać to będę musiała wrócić do Austrii.
  • Przełamanie aranżacji starych sił i rozpoczęcie kultywacji od nowa (Fahui 2013)

    W roku 2012, koło okresu wakacyjnego zaczął się, jak później się okazało, najcięższy dla mnie test i prawdziwy horror. W mojej pracy zawsze miałem ze wszystkimi bardzo dobre stosunki i pomimo, że pracuję z wieloma osobami, to nigdy nie miałem problemów w kwestii relacji społecznych w obrębie mojej pracy zawodowej. Pewnym problemem zawsze była dla mnie kultywacja mowy oraz kwestia popisywania się, co zawsze było we mnie głęboko zakorzenionymi przywiązaniami. Myślę, że to poniekąd też było częścią i powodem tego, co stało się później.
  • Słuchając Mistrza i ucząc się prawdziwie kultywować (Fahui 2013)

    Pamiętam jak na początku mojej kultywacji, w roku 2007, myślałem, że Rektyfikacja Fa zaraz się skończy, że nie zostało dużo czasu, i że może nawet nie będę miał czasu kultywować, zanim nadejdzie koniec Rektyfikacji Fa. Jeśli tak, to byłby to największy żal mojego życia. Uświadomiłem sobie, że zostało niewiele czasu, więc bardzo ceniłem tę okazję do kultywacji.
  • Esej z kultywacji 9-letniego Conrada (Fahui 2013)

    Mam na imię Conrad i mam 9 lat. Praktykuję Falun Dafa odkąd przyszedłem na świat. Zaraz po porodzie wyeliminowałem dużo karmy. Moje jelita były zniekształcone i prosto po urodzeniu, kiedy nie ważyłem nawet 3 kilogramów, leżałem 4 miesiące w szpitalu i przeszedłem 8 operacji. Moja mama czytała mi każdego dnia Dżuan Falun. Lekarze i pielęgniarki powiedziały mojej mamie, że jestem bardzo silny... inne niemowlaki by tego nie przeżyły. Odkąd wyszedłem ze szpitala, wszystko jest z moim brzuchem w porządku i już więcej nigdy nie potrzebowałem lekarza.
  • Kultywacja w projekcie tłumaczeniowym (Fahui 2013)

    W 2010 wyjechałam na wakacje do Bułgarii. Tam prawie codziennie wcześnie rano o wschodzie słońca spacerowałam po plaży. Podczas tych spacerów, zawsze w tym samym miejscu, o tej samej godzinie widywałam tam pewną parę - kobietę i mężczyznę stojących cicho, w ukryciu za skałą. Twarzami byli zwróceni do słońca i stali tak nieruchomo z wyciągniętymi przed siebie rękoma. Stali tak i stali... Ponieważ akurat wtedy czytałam książki o niejedzeniu i o odżywianiu się praną lub promieniami słonecznymi, to pomyślałam, że są to właśnie tacy ludzie. Pomyślałam, że chętnie zamienię z nimi parę zdań, bo nigdy wcześniej nie spotkałam ludzi uprawiających niejedzenie. Za dwa dni kończył mi się urlop i pomyślałam, że jeśli z nimi nie porozmawiam, to w następnych dniach mogę już nie mieć drugiej takiej okazji by ich zagadać. Poczekałam więc, aż skończą i podeszłam do nich, by zapytać się czym jest, to coś co robią i w ogólnie kim są. Powiedzieli mi, że pochodzą z Mołdawii i tak jak ja przyjechali do Bułgarii na wakacje. Zaś to, co robią to nie jest uprawianie niejedzenia ale ćwiczenia, które nazywają się Falun Dafa i że jest to coś ogromnego.
  • Moje pierwsze spotkanie z Fa (Fahui 2013)

    Dżuan Falun jawiło mi się jako niesamowite. Pojawiło się u mnie nawet takie porównanie, że Mistrz zrobił coś podobnego jak Bil Gates zmieniający komputer z urządzenia dostępnego tylko dla elity specjalistów, na narzędzie, które jest w stanie obsłużyć każdy. Czytając Dżuan Falun wiele rzeczy, które do tej pory były dla mnie tajemnicą możliwą do przyjęcia tylko poprzez wiarę, stało się całkowicie zrozumiałe. Patrząc na siebie z boku zastanawiałem się dlaczego tak gładko przyjmuję treści odległe o lata świetlne od tych z którymi do tej pory miałem do czynienia. Widać Mistrz już wcześniej przygotował mój umysł na spotkanie z tym Fa. Szybko zrozumiałem, że Pan Jezus nie będzie miał nic przeciwko temu, że pójdę drogą przygotowaną przez Mistrza Li Hongdży. Nadszedł czas dokonania wyboru. Wiedziałem, że jeżeli chcę pójść dalej powinienem pójść za Mistrzem.
  • Kultywacja w projektach medialnych NTD i Epoch Times (Fahui 2011)

    Zrozumiałem po wielokrotnym studiowaniu ubiegłorocznego wykładu w Waszyngtonie sens zarządzania projektami w strukturze hierarchii. W takim układzie, decyzje odgórnie ustalane przez szefów projektów są wdrażane z pełnym zaangażowaniem i bojowa wręcz gotowością działania. Trochę jak w przypadku wojska. Żeby utworzyć skuteczna jednostkę bojową, poszczególne jej cząsteczki muszą poddać się rygorystycznej samo-dyscypliny i podporządkować swoje ego. Zamienic chwiejne i zmienne “robię, bo chce” na stabilne i bezdyskusyjne “robię, bo muszę”. Osobiście zawsze miałem trudność z takim stopniem podporządkowania się. Pozornie potrafiłem współpracować ale często było to umotywowane własnym interesem, czy pod względem reputacji, bezpieczeństwa czy zysku. Natomiast kwestia tak zwanej ‘bezwarunkowej współpracy’, opisanej przez Mistrza w ubiegłorocznym wykładzie w Waszyngtonie… Cóż, trudno mi było wykrzesać z siebie taki stopień gotowości do współpracy i często wciąż jest. Dla mnie jest to nieustanna praca nad sobą, żeby sprostać wymaganiom Mistrza pod tym względem.
  • Przebicie się przez stagnację w kultywacji; odrzucenie przywiązań do pożądania i łakomstwa (Fahui 2011)

    Powoli stawałem się zwykłym człowiekiem. Już przed samym wyjazdem pobłażałem sobie w wielu aspektach, chociażby w przywiązaniu do łakomstwa, co objawiało się również silniejszym przywiązaniem do pożądania, czego związku na początku nie dostrzegałem. Patrząc wstecz widzę to bardzo wyraźnie np. w moich stosunkach w pracy z koleżankami, w moich żartach, które bardzo trafnie odzwierciedlały poziom mojego sinsing, w flirtowaniu i tak dalej. Kiedy byłem już na wakacyjnym wyjeździe moje przywiązanie do łakomstwa nabierało coraz to więcej siły i stawało się coraz to bardziej nieokiełznane. Za tym w parze szło moje przywiązanie do pożądania(...)
  • Doświadczenie cudów Dafa na własnym ciele (Fahui 2011)

    Naturalnie mój mąż miał nadzieję, że dołączę do grupy kultywujących Dafa, nauczył mnie pięciu zestawów ćwiczeń i wysyłania prawych myśli. Pewnego razu gdy wysyłałam prawe myśli, poczułam że moje ciało ciągle powiększa się i zobaczyłam że siedząc tak jestem wysoka i olbrzymia. Wiedziałam, że to Mistrz mnie zachęca i wzmacnia.
  • Jak poprzez patrzenie do wewnątrz rozpoznałam przywiązanie do zazdrości (Fahui 2011)

    Mój mąż jest bardzo aktywny –ma on wiele do czynienia w projektach Dafa, a w pracy zawodowej też jest bardzo zajęty. Gdy czasami ma „wolne” to zawsze się stara coś zrobić dla swojego postępu.Jeśli miałam wiele do zrobienia i byłam bardzo aktywna, to mi to nie przeszkadzało. Ale jeśli mi nie szło zbyt dobrze, a widziałam, że on załatwiał swoje sprawy bardzo pilnie, to czułam się niespokojnie i byłam zazdrosna. To było tak silne uczucie, że nawet nie chciałam z nim rozmawiać. Trwała w moim wnętrzu walka, jedyne co chciałam, to odejść od niego i trzymać się z dala od niego, ale to się nie udawało. Zauważyłam, że nie mam żadnej szansy na ucieczkę - on jest przecież moim mężem i muszę z nim rozmawiać.
  • Kultywacja przy organizacji wystaw Zhen Shan Ren (Fahui 2011)

    Bywały sytuacje, podczas rozdawania ulotek na zewnątrz, gdy ludzie zatrzymywali się nawet po drugiej stronie ulicy, robiąc pauzę w czymkolwiek chcieli zrobić lub pójść. Następnie jakby prowadzeni tym co ujrzeli i wyciągniętą w ich stronę ulotką, przechodzili przez ruchliwą ulicę, brali ulotkę i wchodzili do galerii. Pewnego razu wyciągnąłem ulotkę w stronę starszej pani. Szybko odwróciła się i stanęła bez słowa. Nagle zobaczyłem że po zobaczeniu ulotki i wejścia do galerii, jej oczy stały się załzawione jakby miała zacząć płakać. Powiedziała: „To jest to czego szukałam... To jest to czego szukałam.” Następnie ta pani stanęła w ciszy naprzeciw wejścia i kontynuowała bardzo powoli drżącym głosem i oczami wypełnionymi łzami od bycia wzruszoną: „Wyszłam z domu... ja..., chciałam pójść do banku? Może do sklepu? Ale to jest to czego naprawdę szukałam! Dziękuję! Dziękuję.”
  • Wyjście z kultywacji osobistej, wkroczenie w kultywację w grupie (Fahui 2011)

    No więc, tak to wykonywałem trzy rzeczy codziennie. O, wspaniale, jaki jestem pilny! Drodzy koledzy w kultywacji, może wszyscy tak sobie myśleliście o mnie. Ja tak o sobie uważałem. W głębi serca przepełniało mnie samozadowolenie. "Oto ja, pilny kultywujący!". Tak, jeśli chodzi o nowych praktykujących, gdy oni na początku tak postępują, to na pewno my wszyscy bijemy im brawo. Jestem już w kultywacji ponad cztery lata, mógłbym zaliczyć się do grupy praktykujących weteranów, ale jesli ciągle traktuję siebie wedle wymagań wobec nowych praktykujących, to pozostaję w stanie bez dążenia pójścia dalej do przodu, i jeżeli wymagania wobec siebie nie zostałoby wzniesione, to czy byłaby to pilność? A gdzie jest moje odzwierciedlenie pilności? czy pozostawanie na tym samym poziomie to pilność?
  • Moje uwagi na temat udziału polskich praktykujących na Targach Medycyny Naturalnej (Fahui 2011)

    Siła zakłóceń zaskoczyła nas samych. Grupę praktykujących jadącą z Warszawy o mało co spotkałby poważny wypadek samochodowy, skończyło się na zahamowaniu na [stromej] skarpie na poboczu drogi, niektórzy jadący twierdzili, że wycięli słupek, ale samochód wyszedł z tego bez żadnego uszczerbku. Praktykujący z Łodzi przyjechał na miejsce pociągiem zamiast w cztery to w 8 godzin. Na porządku dziennym były nie dochodzące sms-y i nieporozumienia związane z różnymi ustaleniami. Kilka osób nie dojechało z powodu spraw, jakie ich w ostatniej chwili zatrzymały. Organizatorzy, którzy wyznaczyli nam początkowo pełną godzinę na prezentację, zmieniali kilkakrotnie w ciągu dnia zdanie tłumacząc to koniecznością zmieszczenia jeszcze dodatkowego wystąpienia. W którymś momencie czas skrócono nawet do pół godziny, ale nie stało się tak ostatecznie.